Pisaliśmy już o zagrożeniach, jakie niesie dla mórz i oceanów oraz istniejącego w nich życia powszechna obecność mikroplastiku. Jednakże te zbiorniki wodne oraz życie w nich są zagrożone również z innych powodów, również związanych z działalnością człowieka. Są to zanieczyszczenia oraz globalne ocieplenie, w wyniku których życie w morzach na świecie zaczyna stopniowo ginąć. Przedstawimy ten problem na podstawie kilku przykładów.
Zacznijmy od naszego Bałtyku. Wszyscy wiemy o słynnej awarii w warszawskiej oczyszczalni ścieków, które Wisłą trafiły do Morza Bałtyckiego. Jednakże nie tylko to jest problemem. Największym w tym kontekście jest fakt, że trafiające do niego zanieczyszczenia nie utylizują się całkowicie, potrzebują na to bowiem wielu lat. Szacuje się, że aby przywrócić Morze Bałtyckie do stanu sprzed tylko 150 lat, czyli mniej więcej do początków ery przemysłowej, potrzeba byłoby kilku tysięcy lat. Szczególnie problematyczne są odpady pochodzące ze szpitali, bowiem wpływają one wręcz na życie organizmów żyjących w Morzu, w tym nawet ryb i płazów.
Istotnym zagrożeniem dla gatunków żyjących w Bałtyku są również postępujące zmiany klimatyczne. Przykładowo zbyt ciepłe wody nie sprzyjają rozmnażaniu się dorszy, których populacja zaczyna się zmniejszać. Do tego dochodzi zmniejszona ilość wody, jaka trafia do Morza z rzek: jest ona zatrzymywana w zbiornikach retencyjnych na wypadek suszy, a trzeba pamiętać, że tego typu zbiorników i tak mówi się, że jest w Polsce za mało. Do tego wszystkiego dochodzą niedobory tlenu w Bałtyku. Szczególnie strefa tuż przy dnie staje się go pozbawiona, co sprawia, że niemożliwe staje się istnienie tam życia. Sytuację dodatkowo pogarszają odpady trafiające do morza z gospodarstw rolnych, są to związki azotu i fosforu.
W sytuacji braku wystarczającej cyrkulacji wody w Bałtyku problem niedoboru tlenu może się tylko pogłębiać. Pojawiły się już nawet pomysły na rozwiązanie tej kwestii. Jedna z nich została zgłoszona przez profesora Andersa Stigebrandta z Uniwersytetu w Göteborgu. Zasugerował on zainstalowanie w głębszych partiach Morza Bałtyckiego 100 pomp, które miałyby za zadanie mieszanie wody i przenoszenie bardziej natlenionej z głębokości około 50 metrów na głębokość około 125 metrów. Zasilane zaś miałyby one być energią pochodzącą z elektrowni wiatrowych. Byłaby to jednak inwestycja dość kosztowna: jej realizację szacuje się na około 200 milionów euro.
Podobne procesy, jak w przypadku Morza Bałtyckiego obserwuje się również w kontekście Morza Czarnego oraz Kaspijskiego. Również tam bioróżnorodność jest w coraz większym stopniu zagrożona. Przyczyny są podobne, jak w przypadku Bałtyku: zmniejszona zawartość tlenu, zanieczyszczenia, ale też i zupełnie różne: zasolenie oraz pojawianie się gatunków inwazyjnych.
Na obszarach tych zrealizowany został projekt badawczy PRIDE (Drivers of Pontocaspian biodiversity RIse and Demise), mający na celu określenie tego jakie zmiany, w odniesieniu do jakich gatunków i pod jakim wpływem zachodzą w tych morzach? W skład zespołu badawczego weszli przedstawiciele następujących państw: Azerbejdżanu, Rumunii, Rosji, Turcji i Ukrainy. Stwierdzono, że zagrożone jest funkcjonowanie wszystkich sześciu żyjących tam gatunków jesiotra oraz siedliska fok kaspijskich. Generalnie w różnym stopniu zagrożonych jest 50%-75% lokalnych gatunków. Ich miejsce w coraz większej skali zajmują natomiast gatunki „globalne”.
Morze Kaspijskie jest zresztą zagrożone samo w sobie jeszcze z innego powodu: ono wysycha. Z roku na rok zdjęcia pokazują coraz mniejszy obszar tego niezwykle kiedyś dużego jeziora śródlądowego. W ciągu dekady lat 1996-2015 poziom wody w Morzu Kaspijskim zmniejszał się o 7 cm rocznie, przy czym odnotowana w tamtym czasie średnia temperatura na tym obszarze była wyższa o 1 stopień względem poprzednich 10-15 lat. Dla porównania wtedy poziom Morza Kaspijskiego wzrastał o około 12 cm na rok. Obecnie zaś obserwujemy stale rosnące tempo parowania wody z tego morza.
Ocenia się, że do końca bieżącego wieku jego powierzchnia zmniejszy się nawet o 1/3. Tempo jego wysychania jest większe, niż naukowcy wcześniej zakładali. Obecnie ocenia się, że poziom Morza Kaspijskiego może obniżyć się nawet o 9-18 metrów. Podobny los może zresztą czekać i inne słone jeziora, jak np. Morze Martwe. Dobrym przykładem jest tutaj znajdujące się w Iranie jezioro Urmia, które już straciło niemal 60% swojej powierzchni oraz 90% objętości.