Stanowisko w tej kwestii zostanie objęte przez dotychczasowego wiceministra środowiska Michała Kurtykę, absolwenta m.in. Szkoły Głównej Handlowej, legitymującego się tytułem doktora uzyskanym na Uniwersytecie Warszawskim. Dotychczas w kontekście jego nowej funkcji można zauważyć, że w 2018 roku był chociażby pełnomocnikiem ds. COP 24 (Konferencji Stron), która odbyła się w Katowicach. W dotychczasowej karierze dosyć szeroko zajmował się sprawami energetyki oraz elektromobilności.
Nowe ministerstwo ma przejąć właśnie część zadań realizowanych dotychczas przez zlikwidowane Ministerstwo Energii. Zajmować się zatem będzie odnawialnymi źródłami energii, programem Mój Prąd ale także Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska, programem Czyste Powietrze oraz redukcją emisji dwutlenku węgla. Wyzwaniem z pewnością będą także wymogi unijne, jak chociażby tzw. podatek węglowy.
Uważa się, że utworzenie takiego ministerstwa ma wpisywać się właśnie w tzw. Europejski Zielony Ład, w kontekście którego do tej pory europejscy partnerzy podkreślali niedobory zaangażowania ze strony Polski. Jednymi z głównych założeń są tutaj neutralność klimatyczna Europy oraz – co jest z tym związane – rezygnacja z wykorzystywania nie tylko węgla, ale i gazu ziemnego a o to – przypominając przedostatni artykuł – może być w Polsce trudno. W kontekście programu wspomina się bowiem m.in. o likwidacji dopłat do paliw kopalnych.
Jednocześnie pod koniec kadencji pierwszego rządu Mateusza Morawieckiego przedstawiony został Krajowy Plan dla Energii i Klimatu, w którym założono stopniową redukcję uzależnienia gospodarki od węgla kamiennego oraz wzrost udziału odnawialnych źródeł energii. Trzeba jednak zaznaczyć, że w obu przypadkach nie są to wartości oszałamiające, bowiem w roku 2030 planuje się, bu udział węgla w produkcji energii wynosił 60%, zaś źródeł odnawialnych jedynie trochę ponad 20%, przynajmniej planuje się przekroczenie wtedy tej wartości. Dawałoby to Polsce jedynie 20 lat na założone w Unii Europejskiej osiągnięcie zerowego poziomu emisji. W kontekście programu pojawiają się komentarze, że celem przedstawienia programu było tak naprawdę „obłaskawienie” Komisji Europejskiej w kontekście negocjacji kolejnego budżetu Wspólnoty, nie zaś rzeczywista chęć zajęcia się problemem emisji gazów cieplarnianych w Polsce, której władze jak do tej pory sprzeciwiały się idei neutralności klimatycznej Unii Europejskiej.
W powyższym kontekście można zatem postawić pytanie, czy nowe ministerstwo będzie jedynie bronić dotychczasowych stanowisk polskiego rządu, czy też wniesie w tę płaszczyznę trochę – nomen omen – świeżego powietrza? I czy jego stworzenie to jedynie tworzenie pozorów działania, czy też w jakimś stopniu rzeczywista chęć ich podjęcia? Czas pokaże.
Ministerstwa Klimatu w różnej formie działają w niektórych państwach europejskich oraz poza naszym kontynentem. Dosyć często spotykanym połączeniem jest nazwa ministerstwo klimatu i energii, ministerstwa tego typu funkcjonują m.in. w Belgii, Danii, Australii (ds. klimatu i efektywności energetycznej, wcześniej również wody), Grecji (łączone w resortem środowiska) oraz Wielkiej Brytanii (jako stanowisko sekretarza stanu ds. energii i zmian klimatycznych). Innym częstym połączeniem jest powiązanie tego ministerstwa z ochroną środowiska, tak jak ma to miejsce w Szkocji, Rumunii, Portugalii (środowiska i działań klimatycznych), Irlandii (w tym również resort komunikacji) oraz Kanadzie. W innych przypadkach, jak np. w Nowej Zelandii jest to tylko Ministerstwo ds. Zmian Klimatycznych. Najbardziej rozbudowaną strukturę ma malezyjskie Ministerstwo Energii, Technologii, Nauki, Zmian Klimatycznych i Środowiska.
W kontekście Polski pozostaje mieć nadzieję, że nowo powstałe ministerstwo będzie w stanie skutecznie zająć się jak sama nazwa mówi- sprawami związanymi z klimatem.
fot. gov.pl