Co dalej z farmami wiatrowymi w Polsce?
Nikt nie zaprzeczy, że energia wiatrowa to najważniejsze z odnawialnych źródeł energii obok energii słonecznej a przy tym uzyskiwany w ten sposób prąd jest znacznie tańszy, niż ten produkowany ze źródeł tradycyjnych. Tymczasem w Polsce wciąż pozyskuje się tą drogą zdecydowanie mniej energii, niż pozwalają na to istniejące możliwości. Co więcej, dwa lata temu zaczęto mówić o radykalnych planach dotyczących znacznego ograniczenia możliwości pozyskiwania energii tą drogą, zaś samym działaniom poszczególnych ministerstw towarzyszy często brak spójności. Z drugiej strony pojawiają się w Polsce przedsięwzięcia tego typu, które mają charakter w pełni komercyjny i w które nie są zaangażowane środki z budżetu państwa.
Perspektywa prywatna
Na przełomie 2019 i 2020 roku pojawiły się informacje o planach budowy dwóch elektrowni wiatrowych, przy czym obie inwestycje miałyby zostać zrealizowane w pełni ze środków prywatnych. Pierwszą z elektrowni planuje się wybudować – lub raczej w tym przypadku rozbudować – w Nowym Stawie pod Gdańskiem. Inwestorem jest tutaj Innogy, zaś elektrownia o mocy 11 MW ma zasilać obiekty będące własnością Kompanii Piwowarskiej, produkujące takie piwa, jak Żubr, Tyskie i Lech. Wpisuje się to w politykę Asahi Group Holdings, japońskiego koncernu i właściciela Kompanii, którego celem jest ograniczenie o 30% poziomu emisji w swoich fabrykach do roku 2030 oraz wyeliminowania ich do roku 2050. Umowa z Kompanią została podpisana na 10 lat.
Całkowicie nowym projektem jest z kolei inwestycja zaplanowana przez Polenergię, w której przewodniczącą Rady Nadzorczej jest Dominika Kulczyk. Farma ta będzie funkcjonować w pełni na rynkowych zasadach, bez z góry określonego odbiorcy prądu i bez subsydiów. Powstać ma w Szymankowie, zaś prąd ma być produkowany przy pomocy turbin koncernu Siemens Gamesa o mocy 3,4 MW. Warto podkreślić, że będą one znacznie mocniejsze, niż dotychczas instalowane w Polsce (o mocy do 2,5MW).
Perspektywa rządowa
W kontekście perspektywy rządowej z pewnością należy zacząć od informacji, która pojawiła się w roku 2018 w kontekście zaprezentowanej przez Ministerstwo Energii Polityki Energetycznej Polski, zgodnie z którą do roku 2035 wszystkie lądowe wiatraki w Polsce miały zostać dosłownie zezłomowane, a jedynie nowe miałyby powstawać na morzu. Spotkało się to ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony ówczesnej Minister Przedsiębiorczości i Technologii Jadwigi Emilewicz, która aktualnie kieruje Ministerstwem Rozwoju, pełniąc funkcję wicepremiera.
Nielogiczne byłoby bowiem likwidowanie istniejącej infrastruktury oraz powiązanych z nią miejsc pracy.
W zaktualizowanej i przedstawionej w roku 2019 Polityce Energetycznej Polski do 2040 r. w odniesieniu do wiatraków znajdujących się na lądzie czytamy, że „przewiduje się, że w średniej perspektywie wzrost udziału tej technologii w bilansie energetycznym będzie mniej dynamiczny w porównaniu do poprzednich lat. Istotnym utrudnieniem w wykorzystywaniu energetyki wiatrowej na lądzie jest brak zależności między ich pracą a zapotrzebowaniem na energię, dlatego tempo ich rozwoju powinno być zależne od kosztów i możliwości bilansowania. Problemem jest także zróżnicowany poziom akceptacji dla budowy elektrowni wiatrowych przez społeczność lokalną. Dla redukcji potencjalnych konfliktów, warto aby inwestorzy tworzyli systemy partycypacji mieszkańców w realizację projektów”. Brak jest zatem bezpośredniej wzmianki o planach całkowitej rezygnacji z tego typu wiatraków.
Pozostaje też oczywiście problem tzw. reguły 10H zakładającej, że wiatraki nie mogą powstawać w odległości od zabudowań mieszkalnych mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości. Apel w sprawie uchylenia tego wynikającego z art. 4 ustawy dnia 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych uregulowania wystosowały m.in. Związek Gmin Wiejskich, Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej oraz Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej stwierdzając, że przepisy te skutecznie blokują możliwość rozbudowy tego typu infrastruktury. Inwestorzy, którzy uzyskali zezwolenie na budowę jeszcze przed wejściem w życie ustawy nie mogą z kolei zmienić wysokości oraz mocy turbin. Swoje zdanie wyrazili również eksperci Konfederacji Lewiatan. Ich zdaniem za bezpieczną należałoby uznać odległość 800 metrów od zabudowań oraz umożliwieniu budowy w odległości mniejszej przy wyrażeniu zgody przez mieszkańców. Innym pojawiającym się możliwym rozwiązaniem jest uzależnienie budowy wiatraków od poziomu wytwarzanego przez nie hałasu. Również w tym kontekście pojawia się nazwisko minister Jadwigi Emilewicz, która zapowiedziała podjęcie prac nad nowelizacją ustawy, zaś nowe przepisy mogłyby wejść w życie w przyszłym roku.
Przydałoby się zatem ujednoznacznienie planów, uspokojenie sytuacji, jak i wzięcie pod uwagę jak największej ilości opinii.